Wycieczki klubowe

Saska Szwajcaria 2008

30 kwietnia – 4 maja

Jak to w Saskiej Szwajcarii bywało....

Wszystkiemu winien przestępny rok 2008! Jeszcze w ubiegłym roku bez trudności wykroiliśmy 9 dni na daleką wycieczkę do Rumunii, a w tym do dyspozycji zostało ledwie cztery. Trzeba więc było wybrać coś atrakcyjnego, a niezbyt odległego jako teren tegorocznego wyjazdu. Wybór padł na Saską Szwajcarię, a dokładniej Czeską i Saską Szwajcarię.

Rozpoczęliśmy we środę po południu szybkim dojazdem do niemieckiej granicy. Motel w Rościcach, gdzie mieliśmy pierwszy nocleg był całkiem wygodny, tyle, że słabo oznakowany. W efekcie minęliśmy go, a zawrócić udało się dopiero 20 km dalej. Zdecydowanie najciekawszym obiektem w tym motelu jest akwarium ze sporymi rybami oraz niezwykłą, zupełnie białą żabą, która wygląda na plastikową, ale jest jak najbardziej żywa.

Kolejny dzień przywitał nas deszczem, przez co wizytę w położonym po obu stronach granicy Parku Mużakowskim ograniczyliśmy do obserwacji z autobusu. W miarę jednak jak posuwaliśmy się na południowy zachód pogoda poprawiała się i Miśnia czekała na nas ze słońcem. 2 godziny na Miśnię to absolutne minimum, wystarcza akurat na wejście na wzgórze zamkowe z katedrą i krótki spacer po średniowiecznych uliczkach.

Jadąc wzdłuż malowniczej doliny Łaby, dotarliśmy wkrótce do Drezna, gdzie kolejny, tym razem 3 godzinny postój umożliwił nie tylko obejrzenie najciekawszych zabytków ale nawet ekspresowe przejście przez Galerię Starych Mistrzów. Drezno zaliczone i jedziemy dalej! Nasz cel to Rycerz z Jeżowa, pensjonat w Mikulaszowicach ( Czechy ), gdzie mamy kolejne 3 noclegi. W linii prostej Mikulaszowice są niedaleko od Drezna ( 40 km ) ale ograniczenia tonażowe powodują, że musimy jechać przez Rumburk, podwajając odległość. Tyle, że jedziemy przez malownicze okolice, a już gdzieś za Neukirch zaczynają się pojawiać piękne, stare domy osobliwej konstrukcji, które Kaśka identyfikuje jako Umgebindehaus – domy przysłupowe. Wreszcie o zmierzchu docieramy do Rycerza z Jeżowa, który wydaje się opustoszały i na głucho zamknięty. Jednak po krótkim łomotaniu drzwi się otwierają – mamy nocleg, ale w pobliżu już żadnej czynnej restauracji nie ma – trzeba się posilić zapasami oraz wysokokalorycznym paliwem w płynie.

Trzeci dzień – wreszcie wycieczka! Jednak nim wyruszymy na skalne ścieżki parku narodowego Czeskiej Szwajcarii odwiedzamy ośrodek informacyjny w Krasnej Lipie, a potem jedziemy zobaczyć narodowy rezerwat przyrody „Zlaty Vrch”. Na mapie w pobliżu rezerwatu jest parking więc śmiało wjeżdżamy naszym ciężkim autobusem w boczną drogę, ta robi się coraz stromsza i węższa…. miejscowa ludność odradza dalszą jazdę, ale zawrócić też już się nie da. Wreszcie jednak docieramy do parkingu skąd już spacerkiem do rezerwatu.

Jest to obiekt geologiczny, gdzie odsłaniają się przeszło 20 – metrowej wysokości regularne słupy bazaltowe, robiące imponujące wrażenie. My oglądamy odkrywkę, a nas ze skały ogląda z wielkim zainteresowaniem kozica! ( Kozice introdukowano tu 100 lat temu i dobrze się mają. )

Do głównej drogi schodzimy piechotą oglądając piękne domy przysłupowe, nieco innej konstrukcji niż po niemieckiej stronie. Jeszcze podjazd do Jetrzychowic i już widzimy piętrzącą się wysoko na Martinowej Skale rozhlednę. Zaliczając jeszcze dwa inne punkty widokowe – najciekawszy chyba ten na Rudolfowej Skale – wędrujemy do miejsca, które na mapie oznaczone jest tajemniczo jako Ciasne Schody i Przykre Schody. Okazuję się, że jest to pętelka prowadząca częściowo po drabinach w wąskiej skalnej rozpadlinie – sympatyczne miejsce. Od Przykrych Schodów zaczynamy już powrót, którego końcowy fragment prowadzi malowniczym kenionem rzeczki Chrzibskiej Kamienicy. Mały oddział specjalny idzie krótszym szlakiem i atakuje po drodze ruiny zamku Falkenstein.

Gdy już udało się wszystkich zgromadzić w autobusie ruszamy w drogę powrotną, skrótem na Chrzibsko. Droga wąska i ze stromymi podjazdami, ale nasz kierowca dobrze sobie daje radę, tak, że postanawiamy użyć tej drogi także w następnym dniu, aby zaoszczędzić czasu.

Jakoż, następnego dnia jedziemy tą drogą znowu kierując się na Hrensko, gdy widzimy, że jadący z przeciwka kierowca polskiego autobusu daje jakieś rozpaczliwe znaki… Wypadek przed Jetrzychowicami, droga zablokowana! Dobrze, że udaje się nawrócić, ale musimy objechać przez Deczin i dalej doliną Łaby, aby dostać się do najbardziej znanej części Saskiej Szwajcarii koło kurortu Rathen. To już sobota, mnóstwo ludzi i samochodów, ale udaje się cudem zaparkować autobus na granicy parku narodowego i ruszamy. Najpierw w dół nad samą Łabę, a potem do góry, w tłumie, na skały Bastei. Niezwykłe miejsce, o ciekawej historii – był tam średniowieczny zamek, a w XIX w. zbudowano ścieżki, mosty i platformy widokowe – a jest na co popatrzeć. Gdyby jeszcze nie ten tłum….

Niestety, także za DDR „cywilizowano” to miejsce budując zaraz za skałami hotel i parking. Z ulgą skręcamy w boczną scieżkę i horu-dolu wędrujemy na Hockstein, pyszny punkt widokowy, skąd stalowe stopnie sprowadzają do kanionu rzeczki Polenz, który wiedzie w pobliże autobusu. Saska Szwajcaria żegna nas pięknymi widokami, ale i dochodzącym z pól niezbyt miłym zapaszkiem.

Powrót do Rycerza, już od razu przez Deczin, bez próbowania skrótów. Pod wieczór robi się chłodno, więc idea ogniska upada i kolejny wieczór upływa w piwnicy przy Pawłowej gitarze i środkach wspomagających głos.

Niedziela – trzeba wracać bo przed 18 musimy być w Katowicach. Zostaje nam jedynie godzinka na szybkie oblecenie Budziszyna, który z pewnością wart jest dłuższego zwiedzania. Do Katowic przyjeżdżamy z półgodzinnym zapasem, żegnamy pododdział z Warszawy i kontynuujemy powrót do Krakowa, obserwując po drodze wielokilometrowy korek na autostradzie. Na szczęście w przeciwną stronę!

Kolejny majowy wyjazd przeszedł w sferę wspomnień, ale chyba przyjemnych.

Co tu wymyślić na przyszły rok? Wolne dni układają się jeszcze gorzej, już bez wzięcia urlopu się nie obejdzie.

PS
O domach przysłupowych można poczytać na znalezionej przez Łukasza stronie: http://www.umgebindeland.de

Komentarze, uwagi, zapytania... mile widziane

Galeria

Obejrzyj relacje z innych wycieczek

Scroll to Top