Ukraina 2019
15 – 23 czerwca
Na zielonej Ukrainie
W tym roku tradycyjna wycieczka w okresie Bożego Ciała była i dłuższa, i w bardziej odległe strony. Wybraliśmy się na Ukrainę z zamiarem obejrzenia zarówno obiektów przyrodniczych, jak i historycznych.
Do Lwowa dojechaliśmy pociągiem z Przemyśla, co zabezpieczyło nas przed ryzykiem długotrwałego postoju na granicy. Po wieczorze spędzonym na tętniącym życiem Starym Mieście i wygodnym noclegu wyruszyliśmy wynajętym na miejscu autobusem w trasę. Pierwszym punktem zwiedzania był obronny monaster w Krechowie, gdzie zrobiliśmy też krótką wycieczkę do pobliskich pieczar położonych już w Jaworowskim Parku Narodowym, który obejmuje południowe Roztocze. Z Krechowa blisko do zabytkowej Żółkwi, mocno związanej z Żółkiewskimi i Sobieskimi. Próbowaliśmy też zwiedzić zamek w Olesku, lecz niespodziewanie okazał się zamknięty z powodu dnia świątecznego – w zamian obejrzeliśmy zamek w Podhorcach, gdzie już od dobrych 20 lat trwają jakieś prace. Na koniec dnia pojechaliśmy do Krzemieńca, gdzie były kolejne dwa noclegi. Kolejny dzień podzieliliśmy między Krzemieniec i Ławrę Poczajowską. W Krzemieńcu wspięliśmy się na Górę Bony, odwiedzili muzeum Słowackiego, ogród botaniczny i gmachy dawnego Liceum. W Ławrze zdumiała zupełnie nowa, lśniąca bogactwem cerkiew, którą zbudowano w ciągu ostatnich kilku lat.
Z Krzemieńca pojechaliśmy najpierw do Wiśniowca, a następnie Zbaraża, gdzie w wyremontowanym pałacu funkcjonuje całkiem ciekawe muzeum. Wczesnym popołudniem dotarliśmy do rezerwatu „Miodobory”. Spacer po wzgórzach wśród kwietnego stepu nie tylko zachwycał, ale i stwarzał możliwość obejrzenia rzadkich gatunków roślin, wskazywanych przez naszą przewodniczkę. Na nocleg do odległego o ok. 20 km Satanowa jechaliśmy blisko godzinę, ze względu na stan drogi. Następnego ranka wybraliśmy się najpierw nad Zbrucz, graniczną rzekę II Rzeczypospolitej, a następnie odwiedziliśmy ocalały w Satanowie rozległy kirkut i odrestaurowaną ostatnio kamienną synagogę, po czym pojechaliśmy do Kamieńca Podolskiego. Nasz hotel, usytuowany w historycznym centrum, przy Polskim Rynku, był świetną bazą do spacerów i zwiedzania tego czarującego miasta. Wybraliśmy się też w okolice, do miejscowości Kitajgród na obserwację roślinności stepowej i ciekawych formacji geologicznych. Mieliśmy w planie jeszcze dalsze obiekty przyrodnicze, ale zasłabnięcie naszej przewodniczki zmusiło nas do wcześniejszego powrotu do Kamieńca.
Następny dzień rozpoczęliśmy od zwiedzenia zamku w Chocimiu, skąd przez Okopy Św. Trójcy pojechaliśmy do Czortkowa gdzie głównymi punktami naszego zainteresowania była piękna drewniana cerkiew z XVI w. oraz eklektyczny kościół zaprojektowany przez Jana Sas-Zubrzyckiego. Z kolei w Buczaczu zwróciliśmy uwagę na rokokowy ratusz, którego remont dobiega już końca, barokowy kościół i klasztor bazylianów. Do Stanisławowa dotarliśmy już późnym popołudniem, tyle żeby przejść się jeszcze po gwarnym historycznym centrum.
Ze Stanisławowa wracaliśmy już do Lwowa, ale po drodze odwiedziliśmy jeszcze ciekawe miejsca: Kryłos, gdzie przed najazdem Mongołów znajdowały się monumentalne budowle dawnego Halicza; niewielki skansen budownictwa ludowego; stary cmentarz karaimski na skraju dzisiejszego Halicza i wpisaną na listę UNESCO cerkiew w Rohatynie. Wreszcie na koniec odwiedziliśmy pięknie położony zamek Świrz, który aż prosi się o szybką renowację.
Kolejny wieczór we Lwowie znowu był okazją do poznawania lwowskich restauracji, które świetnie się rozwijają. Następnego dnia mieliśmy jeszcze trochę czasu na pospacerowanie po Lwowie przed powrotem do domu. Kilka osób wracało samolotem, ale większość znowu pociągiem do Przemyśla, pociąg trochę się spóźniał i było trochę nerwów czy złapiemy przesiadkę, ale wszystko skończyło się pomyślnie. Dzięki temu wygodnemu połączeniu kolejowemu podróż do i ze Lwowa przebiegła sprawnie i wygodnie, bez loterii jaką jest przekraczanie granicy na przejściu drogowym.