Gran Paradiso 2017
23 sierpnia – 3 września
Gran Paradiso po 30 latach
30 lat temu zorganizowałem wyjazd do Parku Narodowego Gran Paradiso dla grupy koleżanek i kolegów ze Straży Ochrony Przyrody. Była to prawdziwa wyprawa, nie tyle ze względu na odległość, ile rozliczne trudności, które trzeba było pokonać, a o których dzisiaj moi studenci słuchają jak bajki o żelaznym wilku. Wspomnienia z tamtego wyjazdu i chęć zobaczenia znowu tego rejonu Alp skłoniły mnie do przygotowania tegorocznej wycieczki do Doliny Aosty. Różne okoliczności sprawiły, że wzięło w niej udział tylko 13 osób i to jeszcze podróżujących w dwóch zespołach. Część uczestników jechało busem z Krakowa, a część dolatywało do Bergamo samolotem. Podróż busem trwała 3 dni, a po drodze zatrzymaliśmy się w Trzebiczu (Czechy), Czeskim Krumlowie, Bressanone i nad Gardą. Po zabraniu reszty ekipy z lotniska w Bergamo, pojechaliśmy do Arvier w dolinie Aosty, gdzie na tydzień zamieszkaliśmy w hotelu Rutor. Wymieniam nazwę, ponieważ okazał się nie tylko wygodny, ale prowadzony przez bardzo sympatyczną rodzinę. Gospodarze byli sympatyczni i uczynni, a śniadania smaczne i obfite. Nawet położenie przy drodze nie stanowiło istotnego problemu, gdyż ruch koncentruje się na autostradzie. Z Arvier podjeżdżaliśmy naszym busem w głąb bocznych (w stosunku do Aosty) dolin, aby osiągnąć dogodne punkty startowe dla górskich wycieczek. W sumie zrobiliśmy ich 5, w planie było 6, ale jednego dnia pogoda była zupełnie niewycieczkowa.
Zaczęliśmy od wycieczki z La Thuile (1515 m) do schroniska Deffeyes (2494 m), oglądając po drodze 3 piękne kaskady. Mieliśmy zamiar zbliżyć się do lodowca Rutor, jednego z większych w grupie Gran Paradiso, ale okazało się, że lodowiec znacznie się cofnął i mogliśmy go jedynie podziwiać z pewnej odległości. Cała wycieczka okazała się dość męcząca, toteż następną zrobiliśmy bardziej ulgową. Wjechaliśmy do doliny Rhemes aż do końca drogi asfaltowej, na wysokość ok. 1880 m, skąd podeszliśmy do schroniska Benevolo (2287 m). Powyżej schroniska zrobiliśmy okrężną trasę ze wspaniałymi widokami na zlodowacony amfiteatr z kilkunastoma szczytami powyżej 3000 m. Najwyższy punkt na tej trasie miał ok. 2700 m. Trzeci dzień składał się z dwóch krótkich wycieczek. Najpierw pojechaliśmy do doliny Veny u południowego podnóża Mont Blanc i podeszli kawałek do lodowcowego Lac du Miage. Jeziorko to zmienia swoją wielkość i głębokość, co jest związane zarówno z topnieniem lodowca, jak i znajdowaniem przez wodę dróg wypływu. Warto porównać jak zmienił się jego wygląd w ciągu 30 lat. Imponujący szczyt na tle nieba to Aiguille Noire de Peuterey (3773 m).
Po Val Veny pojechaliśmy do przeciwległej Val Ferret. Mimo niepokojących znaków drogowych, nasz kierowca, p. Zbyszek dojechał aż do ostatniego parkingu, na wys. 1775 m, skąd podeszliśmy do schroniska Elena (2066 m). Ze ścieżki roztaczały się piękne widoki na Grandes Jorasses (4208 m), szczyty w grani biegnącej do Mont Dolent (3819 m) i spływające spod nich lodowce Triolet i Bard, widoczne też było zawieszone wśród skał schronisko Dalmazzi. Zwiedzanie zakończyliśmy krótkim spacerkiem po Courmayeur, włoskim odpowiedniku Chamonix.
Kolejnego dnia wystartowaliśmy z Cogne – Vallontey (1670 m) miejscowości położonej w Parku Narodowym Gran Paradiso. Zrobiliśmy pętlę w dolinie potoku Vallontey, osiągając wysokość ok. 2400 m w sąsiedztwie opuszczonych już szałasów na hali Money. Z trasy mieliśmy atrakcyjne widoki na otoczenie doliny z dużym lodowcem Tribulation, spływającym spod Gran Paradiso. Po drodze trzeba było przekraczać liczne strumienie, na szczęście na największym był mostek, inaczej nie dałoby się go pokonać.
Na piątą wycieczkę udaliśmy się do doliny Valsavarenche, która cała leży w obszarze Parku. Można tam dojechać do przysiółka Pont na wysokości ok. 1950 m. Dotychczas nie udało nam się zaobserwować koziorożców, ale miałem nadzieję, że gdzie jak gdzie, ale w rejonie schroniska Wiktora Emanuela to już na pewno będą. Podeszliśmy do schroniska na wysokość 2720 m i rzeczywiście zobaczyliśmy jakieś zwierzaki z wielkimi rogami. Wreszcie – pomyślałem z ulgą – ale gdy podszedłem bliżej zobaczyłem, że w uszach mają unijne klipsy…. To były KOZY! Pewnie i miały trochę krwi koziorożców (stąd okazałe rogi), ale jednak kozy, domowe zwierzęta przypędzone tam ze wsi! Od schroniska Wiktora Emanuela poszliśmy piękną ścieżką w kierunku schroniska Chabod (2710 m). Z tego pięknego trawersu roztaczają się widoki na szczyt Gran Paradiso (4061 m) i podchodzące pod niego lodowce. Spod schroniska Chabod zeszliśmy do dawnej leśniczówki Lavassey (2194m), gdzie bywał król Wiktor Emmanuel polujący w tych okolicach na koziorożce. To właśnie królewskie łowisko stało się w r. 1922 zaczątkiem parku narodowego. Z dna doliny prowadzi do leśniczówki wykładana kamieniami dróżka, nadająca się do konnej jazdy, zeszliśmy nią z powrotem do szosy.
Z dużych dolin wchodzących od północy w grupę Gran Paradiso pozostała nam jeszcze Valgrisenche, niestety pogoda się zmieniła, zaczęło podać a góry zniknęły we mgle. Wobec tego ostatni dzień wykorzystaliśmy na zwiedzanie liczącej 2000 lat Aosty oraz romantycznego zamku Fenis. Niewątpliwie największym rozczarowaniem naszego pobytu w Gran Paradiso było to, że nie zobaczyliśmy koziorożców, chociaż żyje ich tam kilka tysięcy. Zacząłem rozpytywać, co się stało i dowiedziałem się, że na skutek wyjątkowo upalnego lata zwierzęta przeniosły się do góry, powyżej 3000 m. Tak wysoko nie wdrapaliśmy się.
Do Krakowa wracaliśmy tą samą trasą, ale z innymi przystankami. Najpierw króciutki spacer po starym Bergamo (na wzgórzu, wjazd kolejką), potem wodospad w grocie k. Riva del Garda, w Austrii – Kufstein nad Innem i stare miasto w Linzu, a w Czechach bajkowy Telcz, niestety w deszczu. Podgrupa samolotowa wróciła z Bergamo prosto do Warszawy.