Stelvio 2025
4 – 13 lipca
Góry i zabytki w Południowym Tyrolu
Ubiegłoroczny wyjazd w Pireneje tak dobrze się udał, że postanowiłem spróbować znowu połączyć chodzenie po wysokich górach ze zwiedzaniem interesujących zabytków. Wybór padł na Dolinę Górnej Adygi (Alto Adige, Val Venosta, Vinschgau) i Park Narodowy Stelvio, a raczej jego część położoną w Górnym Tyrolu.
Z Krakowa wyjechaliśmy w piątek, małym autobusem, aby pod wieczór zatrzymać się w Grazu, w znanym nam już z kilku wcześniejszych wycieczek Oekotelu, położonym w pobliżu lotniska. Nazajutrz kontynuowaliśmy podróż w kierunku na Bolzano i Trydent. Ten odcinek był krótszy, toteż starczyło czasu na krótką wycieczkę do położonego wysoko nad miasteczkiem Klausem klasztoru, obecnie służącego cystersom. Również sama miejscowość okazała się nader malownicza. Oglądaliśmy pejzaż uwieczniony przez Durera w grafice Nemezis. Późnym popołudniem dotarliśmy do miejscowości Cavedago, położonej na zboczach Paganelli, gdzie mieliśmy nocleg.
Kolejny dzień miał wybitnie krajoznawczy charakter. Najpierw zatrzymaliśmy się w Bolzano, stolicy Południowego Tyrolu. Czasu starczyło na obejrzenie gotyckiej katedry, pięknych klasztornych krużganków i spacer po uroczych uliczkach. Kolejnym celem był zamek Tirol, położony w pobliżu wsi (dzisiaj raczej kurortu) o tej samej nazwie. W zamku znajduje się muzeum historii Południowego Tyrolu. Sama budowla też jest ciekawa. Zachowały się w niej reprezentacyjne sale, kaplica z freskami i wybitne marmurowe romańskie portale. Dróżka prowadząca do warowni jest widokowa, a na pewnym odcinku prowadzi przez tunel! Zamek położony jest blisko Merano, miejscowości uzdrowiskowej o światowej renomie, którą zyskało w XIX w., ale bogatej także w zabytki z czasów średniowiecza. Miło było pospacerować po tej pięknej miejscowości.
Posuwając się w górę doliny i oglądając kolejne zamki już tylko przez okna autobusu, dojechaliśmy do małej miejscowości Naturno (Naturns). Wśród winnic, przy cmentarzu stoi tam niepozorny kościółek św. Prokulusa, w którym odkryto freski z doby karolińskiej (VIII w.)! Obok znajduje się niewielkie muzeum, wpuszczone w ziemię, aby nie zaburzyć historycznego krajobrazu. Z Naturno pojechaliśmy już na miejsce do Soldy (Sulden), miejscowości wypoczynkowej położonej w Parku Narodowym Stelvio, u stóp Ortleru (3905 m), który był kiedyś najwyższym szczytem na terenie Austro-Węgier. Sama miejscowość znajduje się na wys. ok. 1850 m. Na 6 kolejnych dni zamieszkaliśmy w typowym alpejskim pensjonacie.
Na pierwszą wycieczkę górską (w poniedziałek) wyruszyliśmy wprost z hotelu. Leśna dróżka zaprowadziła nas na halę z letnim gospodarstwem Malga dei Vitelli (2250 m), co oznacza cielętnik. Cieląt wprawdzie nie spotkaliśmy, ale był tam sympatyczny i dobrze zaopatrzony bufet. Następnie śliczną, bogatą w kwiaty halą podeszliśmy do kolejnego gospodarstwa – Malga del Toro (2242 m). Zgodnie z nazwą spodziewaliśmy się byków, ale były tylko przyjazne krowy, za to nie było bufetu. Do Sulden wróciliśmy inną drogą.
W nocy padało, wtorek wstał mglisty i zimny. Żeby nie zmarnować dnia zjechaliśmy w dół, do Gomagoi, a następnie podjechaliśmy kawałek do małej wioski Trafoi, za którą droga zaczyna wspinać się na Przełęcz Stelvio. Wzdłuż potoku Trafoier podeszliśmy do kościółka Trzech Świętych Źródeł (Heilige Drei Brunnen). Przy kościółku rzeczywiście sączą się 3 strumyczki, ale w górze widać było spore potoki wydobywające się z otworów w skale. Po odpoczynku w pobliskiej tawernie, ruszyliśmy w górę, mimo, że wyraźnie zanosiło się na deszcz. Szliśmy przekraczając huczące strumienie, coraz bardziej skalistą ścieżką, na szczęście zaopatrzoną w trudniejszych miejscach w ubezpieczenia. W jednym miejscu trzeba było wejść za spory wodospad i przejść pomiędzy skałą a kurtyną spadającej wody. Do padającego deszczu dołączyły zatem rozbryzgi wodospadu. Po tym emocjonującym odcinku zeszliśmy znów do tawerny i dalej do Trafoi, gdzie jeszcze chętni obejrzeli wystawę Parku Narodowego Stelvio. Należy dodać, że podczas wędrówki poruszaliśmy się po podłożu węglanowym (dolomit), co zaowocowało dużą różnorodnością pięknie kwitnących roślin.
Po dwóch dniach ‘chodzonych’ nastąpiła wycieczka krajoznawcza, której najważniejszym punktem był znajdujący się tuż za granicą szwajcarską benedyktyński klasztor św. Jana w Val Mustair. Jego fundacji dokonał Karol Wielki ok. 775 r. Zachowały się nie tylko mury, ale i bogaty zespół fresków z doby karolińskiej, do tego elementy romańskie, gotyckie…. nic dziwnego, że zabytek został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W klasztorze spędziliśmy blisko 3 godziny, oprowadzani przez miejscową przewodniczkę. Z klasztoru pojechaliśmy do Glorenzy (Glurns), znowu w Tyrolu. To małe miasteczko zachowało kompletny mur obronny i liczne średniowieczne budynki. Następnie podjechaliśmy do Burgeis (przysiółek Malles) i podeszliśmy do wznoszącego się nad miasteczkiem białego opactwa Monte Maria (Marienberg). Obecny wygląd i wystrój opactwa pochodzi z doby baroku. Ostatnim punktem krajoznawczym było miasteczko Sluderno, nad którym wznosi się prywatny zamek Coira (Chur). Powiewający sztandar świadczył, że hrabiowie Trapp są obecni. Nie zwiedzaliśmy jednak zamku, a tylko dwa interesujące gotyckie kościoły. U św. Katarzyny barokowy ołtarz zawiera 4 relikwiarze, będące pełnowymiarowymi ludzkimi postaciami (!).
We czwartek znowu idziemy w góry, pogoda wspaniała. Naszym celem było schronisko Dusseldorfer położone na wysokości 2721 m. w dolinie Zai. Aby sobie nieco ulżyć drogi podjechaliśmy najpierw kabinkami na 2350, skąd rozpoczęliśmy marsz do schroniska, cały czas otwartym terenem z pięknymi widokami. Osiągnęliśmy schronisko na tyle szybko, że część grupy wybrała się jeszcze dalej, do położonego na wys. 2880 m jeziorka. Ścieżka do niego wiodła całkowitym pustkowiem, moreną nieistniejącego już lodowca. Z powrotem do Sulden trzeba było zejść blisko 1000 m. Wybraliśmy dłuższą, ale łagodniejszą trasę powrotną, przez co schodzenie nie było bardzo uciążliwe. Zeszliśmy prawie na sam koniec drogi w dolinie, gdzie podjechał po nas autobus.
Został nam jeszcze jeden dzień na górską wycieczkę, warto było spróbować dostać się trochę wyżej. Znowu posłużyliśmy się kolejką, tym razem wychodzącą z końca zamieszkałej doliny wprost na południe, w kierunku Suldenspitze. Dotarliśmy w ten sposób na wysokość 2610 m, gdzie rozpoczyna się teren narciarski, obsługiwany przez 3 wyciągi krzesełkowe. Zimą musi tam być pięknie, latem te urządzenia psują krajobraz. Od stacji kolejki poszliśmy najpierw do schroniska Madriccio (2818 m), a następnie w surowym, polodowcowym krajobrazie wspięliśmy się na przełęcz Madriccio o wysokości 3123 m. Ustanowiony został tym samym nowy rekord wysokości osiągniętej podczas naszych klubowych wycieczek! (Oczywiście przewyższenia bywały znacznie większe.) Z przełęczy, na której wiało i było bardzo zimno, mogliśmy zaglądnąć na drugą stronę – do doliny Martell. W powrotnej drodze, część uczestników wysiadła na pośredniej stacji kolejki (2172 m) aby zejść do wiszącego mostu, z którego pięknie widać obfitą kaskadę, a następnie zejść do Sulden malowniczą i bardzo bogatą florystycznie ścieżką.
Po zakończeniu programu górskiego, pozostał nam już tylko powrót. W sobotę pojechaliśmy do Linzu. Jazda przebiegała sprawnie, więc można się było na ponad godzinę zatrzymać w miejscowości Kammer nad jeziorem Atter (Attersee). Dlaczego właśnie tam? Bo w Kammer lubił spędzać wakacje i malować tamtejsze krajobrazy Gustav Klimt. Urządzono tam specjalną ścieżkę poświęconą malarzowi, funkcjonuje też Centrum Gustawa Klimta z ekspozycją poświęconą życiu i pracy artysty.
Ostatniego dnia był już tylko przejazd do Krakowa, który szczęśliwie przebiegł bez zakłóceń.
Jestem przekonany, że cały wyjazd dostarczył miłych wrażeń zarówno jeśli chodzi o wędrówki górskie, jak i poznawanie bardzo bogatego dziedzictwa kultury.