Kvety a hory 2003
18 – 22 czerwca
Pierwsze KVETY a HORY
W 2003 roku rozpoczął się cykl wycieczek organizowanych zawsze w okresie Bożego Ciała. których zasadą było łączenie przyjemności wspólnego wędrowania po górach z podziwianiem górskiej flory.
Nazwa tej i późniejszych wycieczek wzięła się z tytułu książki – słowackiego albumu ukazującego piękno górskiej przyrody. W latach 70’ album ten był w naszym środowisku strażników ochrony przyrody i przewodników bardzo ceniony i popularny ponieważ znacznie przewyższał jakością i tak trudno dostępne polskie wydawnictwa.
We środę przed Bożym Ciałem nasza kilkunastoosobowa grupa zebrała się późnym popołudniem w Krakowie, skąd wynajętym busem pojechaliśmy na Słowację. Na kwaterę w miejscowości Lubochna k. Rużomberku przybyliśmy już późnym wieczorem. Był to jeszcze czas gdy w Chyżnem trzeba było swoje odstać na granicy.
Nie pamiętam już dokładnie trasy pierwszej wycieczki. Sądząc z niewielu zdjęć wędrowaliśmy w południowej części Wielkiej Fatry. Chyba byliśmy na Ostredoku (1592) i Kriżnej (1574). Na fatrzańskich halach kwitło już sporo pięknych kwiatów np. pełników czy zawilców narcyzowych.
Drugą wycieczkę urządziliśmy dla odmiany w Małej Fatrze. Wędrowaliśmy najpierw przez Diery na przełęcz między Rozsutcami . Ponieważ szlak na Wielki Rozsutec był zamknięty, poszliśmy na Stoh (1607), a następnie przez Południowy Gruń zeszliśmy do Vratnej. Przy zajściu ze Stoha nabawiłem się jakiejś kontuzji mięśnia w nodze. Powstał problem, ponieważ nie byłem w stanie poprowadzić następnego dnia kolejnej długiej wycieczki. Wymyśliłem, żeby najpierw pojechać na baseny termalne w Beszenowej. Kilkugodzinne moczenie w ciepłej mineralnej wodzie sprawiło wszystkim frajdę, a mnie na tyle pomogło, że po basenach poszliśmy na krótką wycieczkę do Wąwozu Prosieckiego, bogatego w roślinność naskalną. Lecznicze kąpiele podziałały na niektóre uczestniczki wycieczki tak bardzo odmładzająco, że poczuły się jak na kolonii i urządziły, z pomocą pasty do zębów, reszcie smacznie śpiących ludzi „zieloną noc” … bo następnego dnia trzeba było już wracać. W drodze powrotnej zrobiliśmy jeszcze małą wycieczkę do Doliny Kwaczańskiej.
Tak dobiegły końca pierwsze KVETY a HORY, które dały początek całej serii sympatycznych i ciekawych wyjazdów. Na szczęście igraszki „zielonej nocy” już się później nie powtórzyły.
(Spisane w 2020 r.)