Wycieczki klubowe

Armenia 2018

26 kwietnia – 6 maja

Przesilenie w Armenii

Już na parę tygodni przed naszym wyjazdem zaczęły dochodzić z Armenii wiadomości o narastającym konflikcie politycznym, nie były jednak na tyle alarmujące aby poważnie myśleć o rezygnacji, czy zmianie planu wycieczki.
Zgodnie z planem przylecieliśmy nad ranem 27 kwietnia do Tbilisi i po spotkaniu z naszym kierowcą Iraklim wyruszyliśmy na trasę. Pierwszy dzień spędziliśmy w Gruzji, odwiedzając Kachetię, której nie widzieliśmy podczas wycieczki do tego kraju w 2014 r. Zobaczyliśmy kolejno: monastyr Ikalto założony w 2 poł. VI w.; monumentalną katedrę Alawerdi; położony w pięknym parku pałacyk gruzińskiego arystokraty Aleksandra Czawczawadze oraz monastyr Bodbe, gdzie znajduje się grób patronki Gruzji – św. Nino. Do Tbilisi wróciliśmy późnym popołudniem, marząc o kolacji i odpoczynku.
Następnego dnia, wypoczęci, kierujemy się do przejścia granicznego Bagratashen. Odprawa przebiega sprawnie i, już w Armenii, jedziemy głęboko wciętym kanionem rzeki Debed. Naszym celem są dwa monastyry – Hachpat i Sanhin – oba wpisane na listę UNESCO. Zwłaszcza pierwszy robi wrażenie, zarówno położeniem, jak i monumentalną architekturą.
Jedziemy dalej, aż tu nagle drogę przegradza taśma, a od dyżurującego robotnika dowiadujemy się, że z powodu remontu tunel jest zamknięty. Trzeba jechać objazdem, a to kilkadziesiąt km po bocznych drogach! Widząc nasze zmartwienie, pracownik zaczyna gdzieś telefonować, po czym okazuje się, że jednak nas puszczą. Jedziemy, ale bardzo wolno, bo droga rozkopana, a do tego zaczyna padać. Musimy zrezygnować ze zwiedzania arboretum k. Gargaru i jechać prosto do Wanadzoru. W samym mieście napotykamy kawalkadę trąbiących samochodów z flagami, zdajemy sobie sprawę, że to nie orszak weselny, tylko demonstracja, ludzie zjeżdżają się na wiec. Zatrzymujemy się na zakupy w miejscowej hali targowej, a potem jedziemy do hotelu, położonego daleko za miastem, w pięknym otoczeniu.
Kolejny dzień zaczynamy od monastyrów Goszawank i Hagharcin – obu pięknie położonych w lesistych dolinach, a następnie tunelem pod przeł. Sewan (2114 m) przedostajemy się nad jezioro o tej samej nazwie. Krajobraz zmienia się radykalnie, lasy zanikają, wysokie masywy otaczające jezioro pokrywa śnieg, a całość sprawia bardzo surowe wrażenie. Jedziemy do klasztoru Sewanawank, znajdującym się na półwyspie, który powstał po sztucznym obniżeniu tafli jeziora o kilkanaście metrów. Nasz kolejny hotel znajduje się w górskiej miejscowości narciarsko-wypoczynkowej Cachkadzor, ale aby się do niego dostać musimy przejechać przez miasto Hrazdan. Tu spotykamy skrzyżowanie zapchane samochodami. Korek? Nie. To blokada, zorganizowana spontanicznie dla poparcia lidera opozycji Paszyniana. Na szczęście już dobiegała końca i po ok. godzinie ruszyliśmy w dalszą drogę.
Następnego dnia wracamy nad Sewan i wzdłuż zachodniego brzegu jedziemy na południe, z pięknymi widokami na ośnieżone, wulkaniczne Góry Gegamskie po prawej stronie, których najwyższe szczyty przekraczają 3500 m. Pierwszy przystanek to Noraduz gdzie znajduje się duży stary cmentarz z setkami kamiennych chaczkarów, z których najstarsze mają ponad 1000 lat. Za miasteczkiem Martuni zostawiamy jezioro i wspinamy się na przełęcz Selim (2410 m), za którą znajduje się doskonale zachowany karawanseraj z XIV w. Jesteśmy przecież na Jedwabnym Szlaku! Po dłuższej jeździe wśród gór i pokonaniu kolejnej wysokiej przełęczy (p. Worotan, 2344 m) osiągamy Sisian, małe miasteczko na rzeką Worotan. W okolicy oglądamy zespół megalitów sprzed 6000 lat, grobowiec wieżowy z VII w. i niezwykle malowniczo położony, tysiącletni monastyr Worotnawank. Na zboczach w pobliżu monastyru kwitnie bogata roślinność. W Sisianie zatrzymujemy się na 2 noce. Dobrze, że sympatyczna kierowniczka hotelu zapytała jakie mamy dalsze plany, bo zarezerwowała nam bilety na kolejkę linową do klasztoru Tatew. Dzięki temu sprawnie dostaliśmy się na miejsce i jeszcze starczyło nam czasu aby zejść z góry pieszo, interesującym, niedawno wyznakowanym szlakiem turystycznym. Drugim punktem tego dnia było skalne miasto Chyndzoresk k. Goris, do którego trzeba było przejść emocjonującym wiszącym mostem. Kto tego dnia oglądał wieczorem telewizję, to mógł się zorientować, po tonie i gestach armeńskich polityków, że napięcie znowu narasta.
Nastał kolejny dzień (środa, 2 maja). Opuszczamy Sisian, w miasteczku nasze zainteresowanie wzbudzają liczne gromady uczniów idących gdzieś ulicami… Najpierw oglądamy malowniczy wodospad, a potem obieramy kurs z powrotem na przełęcz Worotan. Nie ujechaliśmy jednak daleko, gdyż w pobliskiej wsi zagrodziła nam drogę blokada! Okazało się, że poprzedniego dnia lider opozycji Paszynian wezwał do protestów i blokad w całym kraju. Tak się też stało, Armenia została sparaliżowana. My utknęliśmy na 6 godzin! Na nic zdały się prośby i mediacje. Blokada była spontaniczna i gdy już jedni zdawali się przychylać do tego, aby przepuścić autokary z turystami, to inni zaczynali stanowczo protestować. Szczęśliwie (a może rozmyślnie?) blokadę zrobiono w miejscu gdzie po obu stronach drogi były restauracje…. Dopiero ok. 16, po tym jak nadeszły wieści o politycznym porozumieniu, blokady rozwiązano.
Mimo tak dużego opóźnienia zdążyliśmy jeszcze po drodze do Erywania zwiedzić monastyr Norawank, położony w pięknej skalistej dolinie.
Już z Erywania, gdzie mieliśmy zaplanowane 3 noclegi, zrobiliśmy wycieczki do okolicznych miejscowości. Jednego dnia zobaczyliśmy monastyr Gerhard (na liście UNESCO) i świątynię hellenistyczną w Garni, skąd poszliśmy na wycieczkę do wąwozu rzeki Azat gdzie znajdują się imponujące „organy” bazaltowe. Drugiego – monastyr Chor Wirap, ruiny katedry w Zwartnoc oraz kościoły i katedrę w Eczmiadzynie, siedzibę katolikosa, głowy Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. W skarbcu katedry znajdują się zbiory zadziwiające – a jest to podobno jedynie resztka, która pozostała po grabieży dokonanej za czasów bolszewickich. Popołudnia były przeznaczone na spacery po centrum Erywania, zdominowanym przez socrealistyczną, lecz mającą lokalny koloryt, architekturę.
Gdy wyjeżdżaliśmy ostatniego dnia z powrotem do Tbilisi, w Armenii było już całkiem spokojnie, a ludzie pełni nadziei, że zmiana władz zmieni także na lepsze ich życie.
W kilka dni po powrocie, agencje podały, że parlament armeński wybrał Paszyniana na premiera. Na pewno z większym niż przedtem zainteresowaniem będę teraz śledził wiadomości dochodzące z Zakaukazia (a może raczej powinniśmy mówić Przedkaukazia, bo niby czemu punkt widzenia Moskwy ma nas wiązać?) – regionu pięknego i ciekawego, w którym mamy jeszcze sporo do zobaczenia.

Uwaga: pisownię nazw dostosowałem do przewodnika L.W. Waksmundzkiego „Armenia”.

Komentarze, uwagi, zapytania... mile widziane

Galeria

Obejrzyj relacje z innych wycieczek

Scroll to Top