Lazio 2013
29 kwietnia – 5 maja
Spójrz jak Soraktu szczyt........
Pragnienie aby wejść na Sorakte narodziło się u mnie już dawno, pod wpływem książki J. Woźniakowskiego „Góry niezruszone”. Z czasem, nie bez udziału innych wierszy Horacego, przybrało ono kształt programu dłuższej wycieczki w okolice Rzymu, którą w tym roku udało się zrealizować.
Pierwsza na naszej trasie była Perugia – bardziej jako przystanek i wprowadzenie w nastrój – mimo deszczu urocza i przyjazna. Następnego dnia, już przy pięknej pogodzie, zaczęliśmy od położonych w Apeninach miejscowości Roccaporena i Cascia, znanych dzisiaj dzięki kultowi św. Rity, która spędziła w nich całe życie. Potem krótkie zwiedzanie Rieti i jazda w Góry Sabińskie, gdzie koło Licenzy znajdują się pozostałości wiejskiego domu Horacego i ciągle bijące źródło Banduzji splendidior vitro. Te „skromne włości” są naprawdę pięknie położone: „pasma górskie cienista dolina rozdziela, lecz, że wschodzące prawy grzbiet nawiedza słońce, a lewy zachodzące w szybkim biegu grzeje, klimat przyjemny”. Sam dom, rozległa rzymska willa, musiał być rzeczywiście świetnym schronieniem dla poety, który „pogardzał tłumem i trzymał się z dala”.
Z Gór Sabińskich pojechaliśmy do Mentany, gdzie znajdowała się nasza przystań na kolejne dni.
Znowu piękny ranek i nowy cel. Jedziemy do Subiaco oglądać klasztory św. Scholastyki i św. Benedykta. Ten drugi, wczepiony w skaliste zbocze, otacza miejsce gdzie Benedykt miał pustelnię, a w swoim wnętrzu zawiera niezwykłe bogactwo fresków.
Po klasztorach wyjechaliśmy wysoko w Góry Sumbruińskie, żeby zrobić wycieczkę na Monte Autore. Głęboki śnieg opóźniał marsz, tak, że na szczyt weszli tylko najwytrwalsi, ale i ze zbocza rozciągały się piękne widoki.
Następny dzień spędziliśmy w Tivoli – willa Hadriana ukazała szczytowy okres świetności cesarskiego Rzymu, willa d’Este – szczytowe osiągnięcie sztuki ogrodowej, a willa Gregoriana – niezwykłą umiejętność łączenia dzikiej przyrody i elementów kulturowych. Wydawało się, że cały dzień to aż za dużo na trzy obiekty, a tymczasem ledwie starczyło czasu aby je z grubsza obejrzeć.
Do Rzymu pojechaliśmy pociągiem, co pozwoliło dostać się sprawnie do centrum, skąd każdy udał się na indywidualną wycieczkę. Może z powodu audiencji generalnej (środa) stare centrum było tak zatłoczone, że z ulgą wracaliśmy do naszego, położonego w polach, hotelu.
Wreszcie przyszła pora na Etrusków. Pojechaliśmy najpierw do Wejów, a następnie nekropolii w Cerveteri, po drodze zatrzymując się w malowniczym Bracciano, położonym nad jeziorem o tej samej nazwie. Miasto umarłych w Cerveteri, setki kamiennych grobowców, robi niezwykłe wrażenie, a zarazem stanowi cenne źródło wiedzy o kulturze Etrusków.
Hotel pod Mentaną był bardzo sympatyczny, ale w końcu trzeba było go opuścić. Znowu wróciły nuty horacjańskie, bo pojechaliśmy do St. Oreste, by stamtąd wspiąć się na szczyt Sorakte, rozmawiając o poecie, który wzniósł sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Samo Sorakte ma zresztą o wiele więcej odniesień kulturowych, bo górując nad doliną Tybru, od niepamiętnych czasów przykuwało ludzką uwagę. Ponadto, masyw Sorakte jest interesującym rezerwatem przyrody i atrakcyjnym terenem wycieczkowym. Kolejnym zaczarowanym miejscem, które odwiedziliśmy tego dnia było miasteczko Bagnoregio, prawie opuszczone, bo położone na szczycie zbudowanego z tufu wzgórza, które szybko niszczeje, pożerane przez erozję. Nocleg mieliśmy w Viterbo, w hotelu urządzonym w dawnym klasztorze, który gościł m. innymi papieża Benedykta XVI. Na zwiedzanie samego Viterbo – miasta świetnych zabytków i zachwycających zaułków przyszedł czas następnego dnia, już ostatniego z naszej wędrówki po Lazio.